czwartek, 30 grudnia 2010

podsumowanko

Huh. Witam serdecznie raz kolejny na moim blogu paluszki-lubelskie blogspot com. Postanowiłam wpaść ponownie by podsumować kończący się rok dwa tysiące dziesiąty.


Rok ma 365 dni z czego jest 12 miesięcy, każdy po ok. 4 tygodnie. Mogło i na pewno zdarzyło się wiele, bo każde nawet oddanie moczu może zyskać statut eventu na facebooku.
Zajmijmy się więc poszukaniem jakiś bardziej szczególnych wydarzeń. Pierwsze, co przychodzi mi do głowy to 11 koncertów. Lepszych i gorszych pierwszych i ostatnich, pierwszych i oby następnych oraz kolejnych i nie ostatnich. Tak, koncerty. Wymiana, bal, wakacje, rymanów, bieszczady. Oj nie wiem, co można podciągnąć pod rangę wydarzenia. A! Wiem. Egzaminy gimnazjalne - zdane pomyślnie. Dostanie się do elitarnego Zamoya i pomyślna edukacja. Załóżmy, że tyle.
Edukacja. Zaczęłam wyżej, wiec tak, nadal trwa, całkiem dobrze, nie mogę narzekać.
Rodzina, hyh, jak w horoskopie, nic się nie zmienia.
Miłość, ah no generalnie również nic nowego.
Generalnie cały ten rok to nic nowego. Prócz systematycznego opadania z sił. Coraz mniej prac jakiejkolwiek maści jakich dotychczas się łapałam. Raczej brak koncepcji. Rzekome 'lekarstwo' na 'natchnienie' okazało się nie działać. Właśnie. Ten rok to też rok, w którym runęły wszystkie schematy, nad którymi pracowałam latami. Staram się je ponownie odbudowywać, lecz nie jest to proste. Ale i na to nie miałam wpływu. Stało się, stało się to w tym roku, odbudowa potrwa jeszcze trochę, może w ogóle się nie skończy, może w ogóle rzucę to wpizdu, nie wiem. Nie ważne.
Rok pełen błędów, nie zaprzeczę, pełen niepowodzeń, ale i sukcesów i dobrych decyzji. Jedno na pewno. Nie żałuję.
Bardzo łatwo będzie dwa tysiące jedenastemu być lepszym więc... do roboty.
To jest wszystko na temat tego roku. Nie mam jakiś specjalnych życzeń, co do przyszłości, nie mam tym bardziej postanowień. Niech się dzieje wola nieba, coby tylko łaskawa była i już tak nie rzucała po kątach.

+jakaś foteczka, żeby było co wyśwuetlic przy linku na fejsie.
Huh, ta ściana ma rok. Przez ten jeden rok przybył plakt Gorillaz, który brawurowo gwizdnęłam Kamce. Hym, foteczka oczywiście w moim klasycznym rozmazanym stylu.

Niech będzie dobrze i ciepło i tchnienie.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

hyyy

patrick wolf - penzance
Wypadałoby w końcu odbębnić pańszczyznę i skrobnąć kilka linijek. Wypadałoby tez się nie tłumaczyć, by się nie pogrążać w oczach wiernych czytelników. Wypadałoby przedstawić jakoś swój stan, albo stan czegoś kogoś, no coś o czym się zwykło pisać, prawda. Niestety jest tak, że nie mam czasu myśleć, jak mam czas, to śpię, gdy śpię nie myślę, a przynajmniej nie kieruję tym o czym myślę, więc to się nie liczy. Swobodne myśli w postaci snów nic nie wnoszą więc, nie, nie liczę tego.
Święta? Podobno się zbliżają. Trzymam je na wycieraczce przed chałupą. Wpuszczę może w środę, jeszcze się zastanowię.
Brak mi pomysłu, brak mi sił, brak mi głowy. Deficyt absolutny, można by nawet powiedzieć, że jestem mentalnym warzywkiem.

Może po świętach, a może jeszcze przed kto wie, może się pojawię z porcją njusików. Nie można tracić nadziei.

piątek, 19 listopada 2010

[sic!]

Jestem bezsilna. Nie mogę nic zrobić. Nie mogę nawet postawić kropki nad i, ani wcisnąć przycisk stop. Wszystko dzieje się, a ja godzę się na to, bo muszę. Mam związane ręce. Mogę tylko patrzeć, martwymi oczami, które nie przekazują obrazu do mózgu. Jedynym rozwiązaniem sprawy, byłoby wyrzyganie tych wszystkich treści, którym pozwoliłam wniknąć we mnie. Oczywiście, jeśli założyć, że czasu cofnąć nie można. Bo gdyby istniała taka możliwość, musiałabym się cofnąć o dobre 10 miesięcy, jak nie więcej. Może trzeba było tam nie iść, może odmówić jej poznania, może nie otwierać tak zachęcających do otwarcia drzwi. Ale, skąd mogłam wiedzieć, że tam czai się wirus. Nie znam przyszłości. Przecież byłam zaszczepiona na tego rodzaju ustrojstwa. Przecież produkowałam aż nadwyżkę przeciwciał. Było ich aż tyle, że nie czułam, że się zaraziłam. I nawet nie wiem, kiedy to się stało, kiedy umarło ostatnie malutkie, kruchutkie przeciwciałko, kiedy zostałam związana włochatymi mackami kosmatego wirusa. Zostałam bez jakiejkolwiek broni. Pozostałam pustym skrępowanym ciałem bezustannie pustoszonym. Jeszcze się trochę szarpię, jeszcze tupię nogami, jeszcze krzyczę 'nie, nie, nie' ale daje to krótkotrwały efekt. Wirus atakuje już nawet moją głowę. Wpisuje fałszywe kody, które mają dać mi poczucie słodkiej rozkoszy, wybrania, złudę szczęścia. A ja nadal nic nie mogę zrobić. Gdybym była jeszcze obojętna, a ja zyskałam odczyn kwaśny.
Z kwaśnym odczynem, z gorączką, z wysypką nerwiczną mogę tylko czekać, aż słodki wirus spustoszy mnie od wewnątrz i zostawi pozbawioną jakichkolwiek narządów potrzebnych do istnienia. Pozostanę zwykłym kombinezonem ze skóry pełnej dołków przypominających o ostatniej nerwicznej wysypce.


Cóż, jesień, ból i wewnętrzne ustrojstwo sprawiają, że nie stać mnie na nic bardziej wyrachowanego. Niemniej pozdrawiam.

środa, 27 października 2010

Ale ze mnie feministka

Ależ mnie oburzyła reklama w pobliżu szkoły:

I pewnie spowiada kobieta, bo księża to już się w tych naszych wywodach jak to myślimy o innym mówimy o innym a patrzymy na innego to już nie łapie. Już nie wie, czy z Gosią obgadujemy Anię, czy Zosię z Anią, czy może sąsiadeczce śmietnik na wycieraczce robimy, czy to nasz stary robi śmietniczek, a my się tak spowiadamy rodzinnie, to za męża też. Za jednym zamachem, coby dwa razy w kolejce nie stać. Bo to pewniej spowiedzieć się kobiecie z okresu spóźnionego, z masturbacji, z loda, z klapsa z podtrutego obiadu, bo facet, bo ksiądz, no jak facet nie zrozumie poprzekręca i rozpowie.


Noooms także tego bal trwa a 6h snu to dla Patki za ma ło.

poniedziałek, 11 października 2010

o electric nights słów kilka, bo warto

Noworodek w kategorii festiwale muzyczne polskie, dwa dni offu/niezalu/alternejtiw/ polskiej muzyki mniej i bardziej niezależnej począwszy od garażowych Nell czy The Spounds kończywszy na starych wygach jak cool kids of death oraz the car is on fire.


Dzień pierwszy.
Bilet jest, wszystko jest. Ku mojemu zdziwieniu ACK dobrze poradziło sobie z organizacją samego miejsca wydarzenia. Dużym udziałem w organizacji festiwalu od tej strony była stosunkowo nieduża frekwencja. Spodziewałam się tłumów i przepełnionej sali widowiskowej Chatki a wyszło jak wyszło. Większość rzeszy jak już przyszła to na gwiazdeczkę - cooleczki. Ale! Wracam już ściśle do pierwszego dnia. Opuściłam dwa pierwsze koncerty: Na Tak oraz mojego ukochanego serduszka, Gafyna Daviesa, niestety, mam nadzieję, że mi wybaczy. Jak już dotarłyśmy na wejście zaserwowano nam około godzinne opóźnienie i tak udało nam się posłuchać Nell. Hm, trudno mi się jakoś wypowiedzieć na temat tej kapelki. Czasem lepiej, czasem gorzej różnie im się grało. Potem odrobina przerwy, aby zaraz zagrało Out Of Tune. Owszem, o uszy się obiło i to z całkiem pozytywnym skutkiem to też byłam ciekawa, jak panowie zaprezentują swój repertuar na żywo. Głównie nowa płyta, kompozycje miłe dla mego ucha, acz najmilszy wizualnie był basista w swym cyrkowym outficie. Znowu krótka przerwa, aby wreszcie zaprezentował się pierwszy dziś zespół w pełni przeze mnie znany - plug'n'play. Och, o niebo lepiej, aniżeli na Nocy Kultury w czerwcu! Chłopcy zagrali jakby naprawdę im się chciało publika bawiła się jakby naprawdę nie marzyła o niczym innym jak fucking with the music. Własnie! zagrali she only fucks with the music i pogo dancer - jestem spełniona już połowicznie, czekam na loveless. Bodaj dwa nowe kawałki, w tym wcześniej słyszane soft war - jest coraz lepiej, mają wielkie szanse przebić się i posadzić dupę obok TCIOF czy Much. Czekamy tylko wszyscy na longplay'a. Opóźnienie było już naprawdę spore, a po koncercie plugowców dostaliśmy informację od Stelmacha iż zespół CKOD zażyczył sobie blisko półgodzinną przerwę tym samym przedłużając czas trwania imprezy i ostudzając nasze zapały. Nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło. Dzięki przerwie oraz swej wrodzonej aparycji zyskałam nowego kolegę na resztę festiwalu a Anię poznała dziewczyna z last efemka. Tak też grono entuzjazmowania się koncertem CKOD z dwóch osób przeobraziło się w cztery. Hm, jak zagrali.. Jak zawsze, bez entuzjazmu, na odwal z praktycznie tą samą setlistą z jaką już się spotkałam w grudniu i maju. Mieli jakieś wonty, że pogo nie ma, że słabo się bawimy, ale co poradzić, gdy publiczność jest 'indie-studencka'. Koniec końcem rozeszliśmy się do domów.

Dzień drugi.
Znowu piekielne opóźnienie. Miałyśmy ledwo dotrzeć na Crab Invasion a dotarłyśmy na sam początek ich występu. Nasz nowy kolega poinformował nas iż zespół w taki no, powiedziałabym, bardzo delikatny sposób jest powiązany z Zamoyem. W tej chwili wrosła moja sympatia do nich. I bardzo dobrze, bo są bardzo energetycznym zespołem, rili fajne kraby. Microexpressions, czyli kolejna kapela. Szczerze nie zachwyciła na żywo, cóż taka kategoria muzyki, która studyjnie podoba mi się bardzo, ale na żywo.. na żywo jest jak jest. Chwila wytchnienia i Renton! Niesamowicie rozgrzali wiarę do czerwoności. Rozbujaliśmy się rozskakaliśmy się rozśpiewaliśmy się. Mogliby non stop grać Lubię w klubie na zmianę z Hey Girl a wyszlibyśmy stamtąd martwi. Co jeszcze, wokalista na żywo brzmi dokładnie tak samo jak na płycie oooj fenomenalnie. Dalej, Lachowicz. Praktycznie go nie słyszałam wcześniej toteż bardzo byłam ciekawa jego występu. Przygotowania - strojenie ukulele i już wiem, że coś mnie z panem Jackiem połączy. Nie myliłam się. Zaskoczył mnie tak mile jak nikt dotychczas na Electric Nights. Już obeznałam się z jego nową, tzn. ostatnią płytą Pigs Joys and Organs [nie orgasm ani oranges] oby pojawił się w niedalekiej okolicy jeszcze nieraz cobym mogła w pełni przeżyć jego koncert. Później grało The Car Is On Fire, ale niestety nie mogłam zostać. Mój nowy kolega zdradził mi iż koncert był bardzo, bardzo dobry i mam żałować nieobecności, więc żałuję.

Podsumowując, impreza jak najbardziej udana. Myślę, że można uznać za dobry start Electric Nights, mam nadzieję, że rzeczywiście uda się organizatorom na najbliższy rok sprowadzić jakąś obcokrajową gwiazdę [Crystal Castles na after!] Fajnie, że coś się dzieje w Lublinie, że mamy szansę stworzyć znaną, rasową cykliczną imprezę tu na dzikim wschodzie, że możemy zaprezentować rodzimy narybek w dziedzinie off/niezal/alternejtiw/lubelska muzyka niezależna. Czekam na kolejne edycje.




ps: Kocham swoją komunikatywność, który wybucha w ostatniej chwili w jak zwykle głupi sposób oraz czuję się wielce przebiegła zajmując miejsca siedzące, płacąc za stojące.

piątek, 1 października 2010

pierwszy miesiąc szkoły - odfajkowany, sprawy bieżące i inne

1.10.2010r.=pierwszy miesiąc szkoły za mną [równa się również dzień projektu 10;10;10 na digarcie, w którym ani razu nie uczestniczyłam, ale nie o to się rozchodzi] i, co mnie nie pokoi, nie wiem jak ocenić ten pierwszy miesiąc. To taka rocznica, jakby no związku. Słit pierwszy miesiąc, więcej takich i takie tam. Ale no, no co, no. Nic. Czasem miło, czasem źle, czasem irytująco, czasem zabawnie, czasem ani tak ani siak ani srak ani Ani. Opisz w ok. 2 zdaniach twój pierwszy miesiąc w szkole. [może teraz będzie łatwiej] Mój pierwszy wrzesień w szkole średniej był bardzo zaskakujący, obfitujący w wiele nowości tych naukowych i nazwijmy tak, człowieczych. Był też niezwykle męczący, niestety zdałam sobie sprawę, że mój organizm nie jest zbytnio wytrzymały i potrzebuje naprawdę wiele wiele godzin snu. OO, no i pięknie zgrabnie wyszło. Nie mam absolutnie sił ażeby rozwodzić się jakoś głębiej.

Sprawy bieżące:
Uwaga, uwaga! Patka ma pomysł. Pomysł na ożywienie digarta. Jaki, jaki, powiedz w końcu jaki! Otóż pomysłem jest seria listów. Listy żon do mężów. W różnych sytuacjach rodzinnych, społecznych, politycznych itedepe. Ani to nie będzie feministyczne ani z przekazem ani niczym. Po prostu, na pewno takich żonek, takich mężów jest wiele i tak sobie stworzę. Oczywiście to tylko pomysł, to tylko zarys i wcale nic nie musi powstać, ale, ale, nie ma się co zniechęcać.

Chujs, miały byc autobusy, znaczy łosiem łosiem, ale oczywiście nie ma i nie bedzie. Tak rozpoczyna się upadek paluszków i dobrej mej woli. Oj, a może wcale nie, kto wie, kto wie.

Może na rozluźnienie tak jakaś foteczka, a co tam, czemu by nie. A lipeczka, a nie pójdzie, bo coś się popsuło.

Do następnego razu, czyli nieprędko, ale może mi się w końcu zbierze na opisanie mojej podróży, na opisanie praw rządzących 88mką, na opisanie znajomości autobuśniczych. To bardzo ciekawy, zabawny i rozległy temat, naprawdę mogę zabłysnąć, BOŻE ZEŚLIJ CHĘCI.

środa, 15 września 2010

humorystyczny relaks

Ostatnio na lekcji woku dowiedziałam się, co to znaczy homogenizacja. Jest to zjawisko w kulturze polegające na masowym wykorzystywaniu kultury wysokiej przez media i przystosowywaniu jej do potrzeb ,,przeciętnego" odbiorcy.
Korzystając ze zdobytej wiedzy odkryłam, że serki homogenizuje się po to, by smakowały wszystkim (:::::::::::::::::::::::
Smacznego, rzeszo przeciętnych odbiorcó homogenizowanych produktów (::::::

środa, 8 września 2010

acze, sracze i inne chlorowe wybielacze

Mam lat tyle ile mam i polski system edukacji nakazuje mi kontynuować naukę w szkole średniej. W jakiej? Przecież już tyle razy wspominałam.

Poszłam, znaczy pojechałam busem 88, zadębiaczkiem, nie gra roli, ale dojechałam, przeszłam kawałek do tej ogrodowej i tak kilka dni. Spotykam się z ogromnym ściskiem na korytarzach, tryliardem nie zawsze ciekawych mord [ nie chcę tu generalizować, ale masa szara jest spora i nie wybiła się niczym szczególnym w mych oczach, owszem jest trochę i takich mord co się wybiły, pozytywnie, tak, tak, ale nie zawsze, ale to już temat na osobny post], kolejnym tryliardem schodów, które na szczęście już w miarę opanowałam.

Jeśli chodzi o naukę to przeżywam standardowy kryzys pierwszoklasisty. Ponadto, standardowy kryzys łaciński każdej pierwszej ef, więc nic nadzwyczajnego na tej płaszczyźnie od pierwszego września się nie zadziało.

Brak mi snu- to również norma przy pierwszych dojeżdżających dniach.

A! Mam taki świetny pomysł, jak jeszcze z tydzień porozglądam się po tych szklonych personach to zrobię taki podział i krótko scharakteryzuję. To może być nie głupie, nawet mam już jedną, wróć dwie grupy!

Poza tym z dnia na dzień przybywa jakiejś pracy, skraca się dzień i ubywa energii. Ładuję paluszki krótkim snem, a dobrze wiemy, że ładowanie na raty nie jest zbyt obiecujące. Niestety inaczej się nie da, to też wiemy.

Nie lubię okresów próbnych, bo nic mi wtedy nie sprzyja. Ja sobie nie sprzyjam.


Baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, mogłabym tak dniami i nocami.

środa, 25 sierpnia 2010

chyba napiszę posta ale jeszcze nie wiem o czym

Dzień dobry, witam po wcale nie tak długiej niby przerwie, ale zważywszy na tematykę ostatnich noteczek to jednak długą. Chciałabym również dodać, że przerwa nadal trwać będzie, ponieważ nie chodząc do szkoły nie widzę, nie obcuję z niczym, co mogloby zainspirować mnie do jakiejś konkretnej noteczki. Tak, szkoła wypełnia moje życie i inspiruje. Tzn. ludzie i sytuacje w niej spotkane. Przez te całe wakacje tliły mi się w głowie różne pomysły. Jednak tliły się jak kadzidełko, a to za mało, by wytrzaskać w klawiaturę i wyslać na paluszki. Brakuje mi mocnego uderzenia. W wakacje wszystko boli mniej. Jest tyle sposobów, by o tym zapomnieć, że rzeczywiście zapominam i szlag jasny trafia soczyste nocie. Inną inspiracją jest złamane serdushko, ale moje dawno się zrosło i nie chce się złamać, to też nic do kurwy nędzy jasnej nie inspiruje mnie do napisania jakiegoś wiersza. Och, chciałabym powiedzieć, że to smutne. Smutne jest nie cierpieć. Wtedy się nie zastanawiam, ani nic, wtedy nic nie powstaje. Wtedy mój słodki piękny digart na którego z resztą zapraszam siedzi i milczy. I milczeć będzie dopóki dopóty, ktoś nie wyrwie chociaż sercowego przedsionka. I to jest stan niekochania. Gdybym jednak się zakochała, nie daj boże, szczęśliwe, mogłabym pakować walizki zarówno jak i z paluszków, ale przede wszystkim z digarta. Brak mi motoru napędowego do owocowania, cierpię na absolutną bezpłodność i dopóki nikt mnie nie skrzywdzi nic nie napiszę. Brzmi to może dosyć paradoksalnie, ale tak to ze mną jest. Jeszcze tydzień, a jak znajdę czas to popiszę o czymś co mnie ostatnio, przy okazji szkoły, wkurwiło. Z wierszami digart na razie się żegna. Staram się z siebie coś wydusić, ale oprócz ostatnich trzech napisanych hurtowo przy końcu czerwca nic nie potrafię. Strasznie mi z tym źle, proszę uwierzyć, mili państwo, bo swojego skrzywdzonego czasu bardzo mnie to zajmowało, wychodziłam ze skóry, stawałam obok, obok do świata pozornie bez emocjonalnego i bez uczuć, pozornie dalekiego ode mnie, pozornie stając się kimś innym, pisząc historie fikcyjne. Nie potrafię, na ten czas zatraciłam tą umiejętność do odwołania. Właśnie dziś poważnie zdałam sobie z tego sprawę. Chcę jesieni, chcę bólu, chcę smutku, chcę po prostu inspiracji do tworzenia, ciągłego tworzenia. Ta, głównie skupiam się t na wierszach, bo ażeby paluszki ruszyły z kopyta starczy mi powrót do szkoły.

Jakże wiele dziś napisałam, całuję rączki wszystkim, którzy to przeczytają

czwartek, 12 sierpnia 2010

michał chce się pochwalić

eeeee, no - tako rzecze Michał, a ja jego cudowne i wytwrone słowa powtarzam, coby w świat się niosły by bezbarwni zjadacze chleba poznali błysk jego jestestwa.

Pozdrawiam serdecznie Michała.

omój boże raz jeszcze łęe buu rororor amedemedejorasabe


Bo, otóż, tak się złożyło iż w między czasie zawitałam w bieszczadach i Rymanowie toteż postanowiłam rozpocząć tą żałosnie o niczym żałosną noteczkę foteczką ze szlaku na tarnicę. Szlak był ekstremalny, ale dałam radę i doszłam i nacieszyłam się widokami i zrobiłam słit foteczkę grupie zorganizowanych piechurów.

I nie chce mi się więcej na temat mego krótkiego, ale urokliwego wyjazdu pisać.

Ważne jest to, że do 6 września jestem słodką jedynaczką bez ani grama rodzeństwa. I wiecie jak się z tym czuję? Źle Nie mam kogo wyzywać, na kogo drzeć morde i kogo pytac się nieustannie 'co robisz?' Wchodzę do tego niebieskiego pokoju, z którym sąsiaduję, a tam nikogo. Jest to smutne/przykre/ogromnie przygnębiające/dołujące/prodepresyjne i tak dalej i tak dalej i tak dalej.


Dokonałam zakupów szkolnych. Boże tony plastikowych temperówek z wizerunkiem Montany/kamproczka/toj story/barbi/auta/hot łils i z zrzadka kubuś puchatek. Tandetne kredki przegrywają z lanserskimi trójkątnymi firmy BIC. I kurwa mać straciłam wątek szaleństwa zakupów przed-szkolnych. W każdym razie, i tak uwielbiam buszować w stosach zeszytów i wybierać, który jest bardziej odpowiedni, ot co tak co.


Tak poza tym to zostało mi raptem 2 i pól tygodnia wakacji. Nie wiem, co począć z tym fantem. W ogóle, ja nic nie wiem, co w związku z tą szkołą, dobrze, że przynajmniej wiem, do jakiej mam maszerować, ale na tym się kończy. Troszku tak jakby w ciemno.

Koniec tego cyrku, lecę krzyża bronić.

wtorek, 3 sierpnia 2010

zabawy słowne

Bywa czasem tak, że kilka słów pozornie ze sobą nie związanych lub w ogóle opisujących dwie odrębne rzeczy, połączone przez bystrego obserwatora dają całkiem inną całość.

Tak oto na przykład dzieje się tutaj. Jeśli nie widzisz, kliknij, a nie pożałujesz.

Bywa czasem też tak, że dodając jedną literkę zmieniamy totalnie znaczenie słowa. Naturalnie, na bardziej zabawne (: Tak dzieje się na last.fm'ie gdzie bezkarnie i do woli możesz tagować zespoły wszelkiej maści zarejestrowane na tym portalu. Pojawiają się różne, prawdziwie, żartobliwe, obraźliwe, niekiedy bardzo pomysłowe. Tak oto i na tym obrazku:
Wypatrzyło czujne oko Ani, którą z miejsca mojej niewygodnej pufkofotelki pozdrawiam.
Ponownie powiększ, w razie problemów.

To chyba tyle. Jest za gorąco, mój ekskluzywny basen jest nieczynny, czekam na front. Jestem uroczo blada.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Top20 najbardziej boskich i seksownych głosów męskich według mej skromnej opinii.


Bum!
Witam po wielce arcy długie hiper nintendo trzy tysiące pro delux przerwie.
Znamy się dobrze z nieregularności moich wpisów, więc mam nadzieję, że, moi drodzy milusińscy, nie macie mi tego za złe :)

Dnia pewnego słonecznego, choć o ile pamięć mnie nie myli to nie tak bardzo, spacerując sobie z Anną wpadłam na pomysł [tu mina Patrycji, gdy wpada na pomysł], że zrobię sobie osobistą listę najseksowniejszych głosów męskich i oczywiście opublikuję ją na paluszkach! Gdy zasiadłam do tworzenia listy [ a był to czwartek ] zdałam sobie sprawę, że jest niezwykle trudno znaleźć 20 męskich nazwisk. Udało się! Trwało to dosyć długo, ale nie tak bardzo jak ustalanie odpowiedniej kolejności. Pierwsza trójka - łatwy wybór, lecz potem było już tylko gorzej.
Suma sumarum, let's start!


1. Krzysztof Zalewski
[z racji zchrzanienia się funkcji ;dodaj obaz; nie ujrzycie pięknej twarzy Krzysia] Krzyś kiedyś wygrał idola. Wtedy był tru dark mhrok metal. Potem gdzieś zniknął, a teraz gościnnie na trasie Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy! Heyów gra na klawiszach i występuje ze swym niebiańskim głosem w chórkach. Jak nie działają focie to dodam filmiq:
Proszę doczekać cierpliwie do momentu 'gdzie to jest?'

2. Patrick Wolf
Och, chyba nie muszę przedstawiać. To znaczy muszę, jeśli ten wpis czyta osoba nie znająca mnie dostatecznie. Patrick to moja miłość przecie od lat dwóch i troszeczkę więcej. Jego głos czule pieści moje bębenki niemal codziennie, nie ma dnia bym chociaż jednego utworu nie usłuchała. Niby nic takiego, ale coś czego na pęczki nie ma.
Chyba pozostanie ulubioną piosenką, ale trudno orzec.

3. Wojciech Malajkat
Myślę, że należę do niemałej rzeszy entuzjastów jego głosu. Cenię go również jako aktora. Należy do moich ulubionych. O, a tutaj rzecze, ach wsłuchajcie się w ten ton <3
O mój boże, rozpływam się.

4. Mateusz Żydek
redaktor naczelny Radia Centrum oraz kierownik działu ACK naszego lubelskiego UMCS-u. Generalnie nie miałam przyjemności słyszeć go w samym radiu, ale ujrzałam i usłyszałam chłopca przy rozdawaniu nagród w konkursie Z garażu na scenę, które miały miejsce tuż przed koncertem Much. Och, nic dziwnego że jest redaktorem naczelnym radia (:

5. Dieter Meier
Nie wiem czy kojarzycie taki zespół, Yello.
I nie mam więcej do dodania. Stare, ale jare struny głosowe.

6. Piotr Fronczewski
Ach i och, orgazm na miejscu. Franek kimono i te sprawy, wiek nie gra roli. Tylko ruchać. W ośmiu płaszczyznach bytu.


7. Chris Corner
Moja miłość z byłym wokalistą Sneaker Pimps, a obecnie prowadzącym swój własny solo projekt IAMX trwa równie długo jak ze wspomnianym wyżej Wolfem. Pozornie szału specjalnego nie ma, ale dla mnie jest to coś czego nie znajdę u nikogo.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAaa :3

8. Marcin Bosak
Ach, nie dość, że mega dupeczka to jeszcze taki głos. Aaaaaa, tego też bym tylko ruchała. Więcej o nim powiedzieć nie mogę.
Bicie jest głupie, Marcin Bosak. A ja leżę na podłodze.

9. Radek Łukasiewicz
Gitarzysta Pustek pełniący swego czasu również honory wokalisty. Wysoki dosyć głos, jakiegoś młokosa wręcz, bez wielkich możliwości +minimalistyczna linia pustek = leże znowu na podłodze


10. Mika
bóg, anioł stąpający po ziemi. Kolejny raz, mega dupeczka, mega głos, mega włos. Nenene
O mój boże, chyba wróciła mi miłość do Miki :O

11. Gafyn Davies
Usłyszałam pierwszy raz dnia tego samego co pana z 4 miejsca. To własnie jemu została wręczona pierwsza nagroda. Ciągle nie mogę znaleźć odpowiedzi co tego młodego Walijczyka ściągnęło do Polski. To dar dla nas. Niech tworzy dla nas dalej, bardzo proszę. Będę musiała dorwać jakoś tą płytkę. Gafyn to taka moja mała, garażowa miłość od pierwszego usłyszenia. I ten jego śmieszek, ach.

12. Adam Levine
Oooo, wokalista Maroon 5. Kąśliwy seksi głosiq seksi wokalisty. Po co i dlaczego, nie wiem, ale sami przyznacie.


13. Michael Buble
On dobrze śpiewa. Mało już takich. Ojej, będę musiała zapoznać się znową płytą.

14. Damianero
Młody chłopak skrzywdzony systemem. Od sporego czasu pierdoli głupoty, to znaczy nie takie do końca, ale po prostu delikatnie nieracjonalnie mu się chrzani, ale takich dźwięków z jego ust, nawet jeśli się z treścią nie zgadzam, mogę słuchać.


15. Rufus Wainwright
Po prostu oglądałam Shreka.


16. Kuba Wandachowicz
Mój ukochany basista mojego ukochanego zespołu, kul kids of def. Może nie ogólnie śpiew czy coś, ale jak sobie rzecze zwyczajnie.
Och, sławienna generacja CKOD. Chodzi mi o początek, gdzie to Qbx się odzywa.

17. Pan Tomasz
Z racji iż jest to osoba niepubliczna nie mogę/nie jestem w stanie/nie jestem uprawniona/nie chce mi się/ wstydzę sie/ pierdolę, i tak nie/ nie udostępnię żadnego materiału prezentującego jego głos. W każdym razie go zapamiętam na długo xD

18. Grzegorz Turnau
Pan Grzegorz, pan z Krakowa, któremu należy się uznanie i szacunek za całokształt twórczości, choć nie jest ona zbytnio skierowana w moje niewybredne gusta, ale! Posiadacz wyjątkowych strun. Głosowych.
No i oczywiście, że musiałam zaprezentować w tym kawałku no nie inaczej.

19. Kszysiu Ostrowski
Oj, bo to nie chodzi o to jak drze mordę w colkach, tylko jak mówi [tak, zdarza mu się czasami coś mówić] Ma taki kąśliwy głosik, taki szukający zaczepki, taki Ostry, po prostu.
Ach i mój ulubiony wywiadzik. (:::::::::::


20. Pan Tenorek
Nie ukrywam, że Pan Tenorek to już trochę taka zapchajdziura tej gorącej dwudziestki, ale takie Tenorki zdarzają się rzadko. Jak byłam mała nienawidziłam tej części Budzika :<


To by było na tyle. Generalnie to nie była zbyt atrakcyjna top dwudziestka, ale należy mi się uznanie za szybkie posta napisanie [raptem dwa dni!] Zaraz dodam jeszcze coś, bo siedzę cały dzień w domu to raczę uzupełnić braki na paluszkach. Bądźcie zdrów!

piątek, 23 lipca 2010

la la la

Po pierwsze należą mi się gromkie brawa za owocne podjęcie napisania noteczki, bo próbowałam od dni wielu i nic nie wychodziło.

A po drugie mam taką malutką spraweczkę.

Podchodzi x do y i mówi:
x: heej, co u ciebie?!
y: słuchaj, wczoraj miałem epicki melanż!
x: łał, pozazdrościć!


Koniec rozmowy. Skupmy się teraz na przymiotniku e p i c k i. Słownik slangu miejskiego rzecze iż epicko oznacza: wielkie zadowolenie z czegoś, określa coś pozytywnie. I w tym momencie objawiam swoje zdezorientowanie. Epika to na chłopski rozum książka. A więc jak to może kojarzyć się z czymś super odjechanym i spektakularnym po prostu jak to sie mówi epickim?
Epicki melanż, czyli? Zawierający fabułę, świat przedstawiony i może jeszcze narratora? Do tego zawiera się w smętnym papierze obłożonym nieatrakcyjną okładką?
tak wygląda melanż?

Do czego zmierzam. Otóż, pragnę zamienić przymiotnik epicki na dramatyczny.
Czyż nie bardziej spektakularnym będzie przedstawienie teatralne? Bo, na chłopski rozum dramat to teatr, tak? TAK, kurwa. A więc, wizualny, przestrzenny performens zdecydowanie bardziej zasługuje na wielkie zadowolenie z czegoś, określa coś pozytywnie.

Oto nowa zreformowana wersja dialogu, którą ja proponuję:
x:heej, co u ciebie?!
y: słuchaj, wczoraj miałem dramatyczny melanż!
x: łał, pozazdrościć!

Dramatyczny brzmi zdecydowanie bardziej epicko niż epicki.

wtorek, 6 lipca 2010

jestem zdolnym leniem

miałam wczoraj zdać relację ze spotkania z kawałkiem mojej nowej super klaski, miałam pochwalić się markowym zeszytem długopisem i teczką, jaką dostałam w swej nowej szkole, ale jak mamę kocham NIE CHCE MI SIĘ i wolę bezsensownie napierdalac w buble spiner na fejsbuku. Przpraszam.

Zostawiam was z tym:

O boże, o boże, to z tłajlajtu, o matko, jaka chujoza! Człowieku, muzyka, muzyką i film może mieć naprawdę dobrą ścieżkę, nawet jeśli jest zmierzchem.

A ja lecę rozpływać się w swym dawno zaczętym projekcie, którego nie mam sił kontynuować, ale za to bardzo mi się nadal podoba.

piątek, 2 lipca 2010

noteczka wychwalająca mnie pod niebiosa


PATRYCJA FUCKS THE WORLD.

Właśnie dlatego, kurwa, jestem zajebista jak mało kto, ba! Najcudowniejszy człowiek na świecie. Właśnie dlatego, mogę się dziś pysznić co niemiara i nikomu nic do tego.
Błyszczę zajebistością, jak Edward Cullen potem w słońcu. Dziwny czas, wszyscy staramy się wypaść jak najlepiej. Ta, no. Ale jestem zajebista, normalnie utonę dziś w tej błyszczącej zajebistości.

środa, 30 czerwca 2010

co się dzieje, gdy laik ściera się z zakonem.

2 dni temu nasze skromne progi odwiedziła ciocia Basia. Ciocia jest zakonnicą od 49 lat toteż niełatwe są jej odwiedziny.

Gdy byłam młodsza raczej mi to nie doskwierało ale z wiekiem - poważnie zaczęło. Otóż, któregoś razu, ciocia skrytykowała moje fioletowe paznokcie. Powiedziała, że fioletowy to kolor żałoby i, tu cytuje, ludzie mijający cię, będą myśleli, że umarłaś. Ostatni zielony kolor też jej się nie spodobał, uznała, że lepiej mi w różowym.
Raz też uznała, że pan bóg może skierować mnie do zakonu. - No kurwa, to było bolesne i wyprowadziło mnie z równowagi.
Inna sprawa, że za każdym razem, jak przyjedzie, muszę wysłuchiwać, jak to dobrze by było gdybysmy tvtrwam mieli i opowiada mi cały rozkład jazdy tegóż kanału.

Nie, to naprawdę jest mega przykre. Siedzi kobiecina zamknięta w tym swoim zamku z dzwonkami na tych lat nie mało i bladego pojęcia o świecie nie ma. Toteż zakonowi mówimy NIE.

Jako ciekawostkę dodam, że po wizycie cioci wzbogaca się domowa biblioteka w pozycje o takiej tematyce:


Kolejną pozostałością po wizycie cioci Be jest 5 kilo sera białego, a w konsekwencji 350 pierogów - mam juz ich serdecznie dosyc.




Już w piątek wyniki rekrutacji. Najs

wtorek, 29 czerwca 2010

poniedziałek, 28 czerwca 2010

nowy adres

Nowe tełko, nowy układ, nowy adres!
Nie jestem taka super i nie mam takich super programó co by tełko logo i w ogóle wszystko po swojemu zrobić to też korzystam z nowych szablonów. Ale prezentuję się całkiem nie głupio, prawda?


Z każdym kolejnym dniem facebook uświadamia mi, jakie życie jest płytkie. To tyle na dziś. Krótko i jak zwykle nie na temat

niedziela, 27 czerwca 2010

czas na północ czas na posta

Pisanie noteczki rozpoczęło się koło północy. Nie bójta się, skończy się nie wcześniej jak jutro.

Wakacje, wakacje, wakacje, kurwa. Czyli czas, w którym wszystkie dotychczasowe rozrywki i umilacze czasu po prostu nudzą sie. W ty, celu szukam nowych. Choć to to nie zawsze, tylko jeśli już mi się zechce.

Tak też jest z muzyką, moi drodzy i to chyba przede wszystkim. Na całe 4300 ileś plików mp3 na moim zasłużonym pececie, są takie wakacyjne chwile [jak na przykłąd ta] że za chuj nie ma czego posłuchac. Co wtedy? Odpala się propozycje last.fm bądź tez nie i szuka nowych wrażeń.

Zmierzam do przestawienia moich ostatnich wynalazków.

1. Mumford & Sons
Już zdążyłam szanownych czytelników-widmo z nimi zapoznać. Trzeba przyznać, że mam słabość do całej masy brytyjskich folkowców. Urodziła się we mnie już kiedy Paris Patricka Wolfa poznałam i tak już wyzbyć jej się nie mogę. Co tylko okraszone jest tagiem folk, british, ląduje na stałe w bibliotece.

2. Slow Club
Cóż niby akustyka, niby baba i chłop, niby na brytyjsko, ale szału nie ma, dupy nie urwało, niemniej jednak warto było poznać.


3. Cat Power
To jest moje własne osobiste odkrycie. Strzał w moją muzyczną dziesiątkę. Ciepły, niski głos plus zminimalizowana linia melodyjna ograniczona głównie do klawiszy. Niesamowicie eteryczne kawałki.


4. Royksopp
Odkrycie to to nie jest, z twórczością wyżej wymienionej formacji miałam zapoznać się już dawno temu, ale oczywiście wszystko się przesunęło. Dobre, bo islandzkie i elektroniczne.


5. Franz Ferdinand
Cóż, do tej pory tego nie słuchałam. Ale coś czuję że miło spędzę z nimi wakacje. Chyba nie muszę tłumaczyc, dlaczego są zajebiści.
Z naciskiem na ten kawałek.

6. The Hives

Też ich do tej pory nie słuchałam, ale reklamy heinekena zmusiły. I naprawdę, jest co.
Gdy dostaję głupawki śpiewam tick tick tick tick tick tick tick BOOOOM i na bom upadam, bardzo śmieszne.

Myślę, że systematycznie będę wygrzebywała coraz to fajniejsze kapele i się czasem może nawet podzielę

kurwa. kolejna bez polotu nocia - widać, że są wakacje

czwartek, 24 czerwca 2010

maj dir

Cześć. Nazywam się Patrycja i jestem absolwentką Gimnazjum nr 3 im. Noblistów Polskich w Świdniku !!!!!
A to moje wyjebane ocenki. Rozpierdalam, joł \m/
I moje przednie wyniki z testów. Mimo streszczenia Tolkiena - pokazałam słuszną klasę!
Oraz nagroda jaką za paseczek dostałam. W sumienie głupia. W humanie przyda się, że hoho. W przyszłym roku będe sypała na polskim takimi pojęciami, że głowa mała.


Cóż, coś się kończy, coś zaczyna, Gdańsk, Sopot, Gdynia. A teraz czeka mnie po 1 czekanie do drugiego lipca czy też zacne persony szkoły zamojskiej raczą me nazwisko wpisać na listy przyjętych, a poza tym typowy okres przejściowy - wakacje między szkołami. Ciekawość i niepokój. A tam, a tam nie takie rzeczy. Lans po pas z takimi wynikami i już.

środa, 23 czerwca 2010

szafka na leki

Kilka dni temu, ba! dobre kilka dni temu, bardzo cierpiałam z powodu bólów menstruacyjnych. Kurwa, po prostu wyłam z bólu. Toteż musiałam ratowac się proszkami.
Ogólnie, to głupio zrobiłam,że cały dzień szprycowałąm się nospą. Powinnam odrazu pyralginą, a tak, nocą [1, jak to widać na załączonym obrazku] ażeby było bezpiecznie, musiałam wziąć tą jebaną nospę, co to w ogóle nie pomaga. No cóż, ale! Wpadłam na taki zacny pomysł by poszperać trochę po szufladzie z lekami.
właśnie tego szukałam, tylko kurwa za późno znalazłam. To jest mój błąd :< Rozwiązałą się kolejna zagadka! Już wiem, czemu nie mogłam ostatnio znaleźć fenistylu. Chuje jebane zmieniły opakowanie, na jakies takie smętne i mnie zwiodły i głupia drapałam się jak szalona. Dzięki, drodzy faramceuci.
Chciałąm tez wam pokazać mój szpraj do nosa, którego używam, kiedy mnie coś uczula. Dodatkową zaletą fliksonase jest to, że jest w kształcie wibratora. Spoko, nie używam go w takich celach.
Ogólnie, firma farmaceutyczna GlaxoSmithKline jest moją ulubioną!
Polecam wszystkim astmatykom, jeśli jeszcze nie zrobił tego wasz alergolog.

Tak, to kolejna chuj wie jaka notka toteż chyba umilę ją, jak Ania, filmem pod tytułem "boso przez świat, ale w sandałach" . Opowiada on o mojej rowerowej podróży z Anią Żet. Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do oglądania.

niedziela, 20 czerwca 2010

hardy dzień

po 1:
N I E N A W I D Z Ę N I E D Z I E L
choć ta nie była/jest zła


po2: to naprawdę hardy dzień. Nie do zniesienia, a ja go znoszę. Poproszę medal dzielnego pacjenta. Właśnie! Szkoda, że już mi pani w mongolskim szpitalu klinicznym przy ulicy witolda chodźki DWA w lublinie nie daje takich naklejek, następnym razem muszę się upomnieć!

Zwątpiłam. Jedyna bezpłatna gazeta w Świdniku i do tego beznadziejna.


łot iz mor
Niedawno dostałam tego sms'a. No nie ! A ja 13 lat myślałam, że moja babcia nie żyje od włąśnei tych 13 lat! Niestety, potem okazało się, że to pomyłkowy sms od Ani. Totez znaczy iż moja babcia naprawdę nie żyje. W sumie- smutna sprawa.


A! I dogadywanka do tamtego. W sumie chciałam sobie zrobić plan, co zrobię, jak powinny wyglądac te wakacje, ale sobie przypomniałam, że automatycznie wszystko, co zaplanuję nie dojdzie do skutku, więc czego mam pozbyć się tych bądź co bądź eventów MADAFAKA joł?
Choć, bieszczady muszą, żeby nie wiem co zostać zfinalizowane. Już chyba nawet odpuszczę sobie Warszawę. To naprawdę jest poświęcenie, które, mam nadzieję, zostanie docenione.
O! I tak mi się pomyślało, że warto by przejść na Ty z Sapkowskim. Wiedźmin? TAK!

Ogólnie, mam ogromne skurcze mięśni gładkich toteż kolejna notka nie ma rąk ani nóg, ani chuja ani cycków. YAY.

Opowiem kawał
Są sobie dwie rybki w akwarium. Kłócą się. JEdna płynie w jeden kąt akwarium, druga w drugi. W końcu pierwsza nie może i mówi:
-To skoro nie ma boga, to kto zmienia wodę?
To jest dosyć trudny dowcip, wiec no.


Ojej, zrobiło mi się nie wiem czemu trochę smutno. Wiecie, tą notkę piszę kilka godzin, toteż mój stan emocjonalny niekiedy się zmienia. Znowu minęło jakies pół godziny i w sumie już mi jest weselej.

Ciekawe.

Nie wiem o której jutro się obudzę i co zrobię. Może pójdę do biblioteki. Lubię to robić, jak jest deszcz, a taki jest na jutro przewidywany.

OOO! Temat dnia! Wyboory! Chyba najfajniejsze studio ma polsat. Rodzicielstwo zazwyczaj ogląda polsatnews stąd też chyba ta ocena. Tak poza tym. Jeśli Bronek zostanie prezydentem to podpiszę petycję, by ten człowiek nie wygłaszał żadnych przemówień. On się nadaje jako kołysanka w żłobku.
To do wyborów.

Gdybym miała stypendium kupiłabym sobie trochę farb akrylowych. Ale nie mam.
Mam kilka podobrazi i mogłabym je wykorzystać, w sumie nie gryzą. Cóż, odpadły mi pomysły na malowanie.

Dobra, dłużej nie zniosę tego pierdolenia o szopenie.

KURWA, JAK MNIE BOLI BRZUCH.

sobota, 19 czerwca 2010

welcome my dear readers !

Kurwa. Miałam jakiś konkretny plan skrzętnie przygotowywany od dawien dawna, co tu by naskrobać, ale wszystko diabli wzięli, zaiste.

Panowie i panie. Lejdys end żentelmen, z racji swego wieku i terminowego zaliczenia każdego roku szkolnego, dnia 24 chyba czerwca kończe edukację w chujowej szkole zwanej gimnazjum.
B A R D Z O D O B R Z E. Oh niee, jak mozesz tak mówić! Nie żałujesz poznanych ludzi? To był trzy lata twojego życia, och jesteś jakas wyobcowana. Ludzie, ludźmi, zawężajac do klasy, 20% nie znoszę, 20% w sumie lubię, 20% nie bliska, ale nie do podrobienia, 20% i tak będę widzieć a pozastałę 20 zniknie . Taka jest kolej rzeczy coś się kończy, coś zaczyna, Gdańsk, Sopot, Gdynia. 80% podstawówki też zginęła w praniu i jakoś bardzo mnie to nie boli.
Bardziej chodzi o wypranie mózgu jakie każdemu, bez gadania, robi gimnazjum. Tak, tak, kurwa, to jest miejsce, w którym własnie możesz pokazać jaki z ciebie kozaczek, który nie poddał się niszczącemu gimnazjalnemu systemu! Całe trzy lata przemaglowano mi mózg skutecznie. Już tutaj nie chodzi, czy bawisz się w słoneczko, czy słuchasz Justinka, czy pijesz tanie wino, czy bóg wie kurwa co jeszcze, ale korę mózgową po tejże szkole masz i tak zmieloną i to doszczętnie.
W każdym razie, nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło! Niemniej, narzekać nie ma co, jakieś tam przygody, jakies tam kolejne etapy poznawania samego siebie. Nie było aż tak źle! Zacznę nowy rozdział. Hahaha, to też dobre, za każdym razem, kurwa nowy nagłówek 'rozdział enty z kolei' nowe postanowienia poprawy, a i tak wszystko jest po staremu. No nic, bądź, co bądź, coś tam się zacznie, jeszcze nie wiem w sumie co do 2 lipca.
I tak wydałam na siebie już wyrok, aaach!


To smęcenie wyżej faktycznie nie ma rąk ani nóg.

Z milszych rzeczy.
Wróciły do mnie te piękne, ale zjebane buty, już się rozjebują. Nice.

Z takich naprawdę zupełnie miłych rzeczy.
Taka mini na szybća pracka. Zapraszam na digusia tam na prawo. Na digusiu pojawi się coś jeszcze, może jutro no na przykład.
Własnie! Nie wiem, gdzie podział się mój zapał, wena i pomysł. Jeśli ktoś znajdzie, proszę oddać, przewidziana nagroda.

Zdaje się, że rozpoczęłam wakacje. Ponad dwa miesiące bezprecedensowej wolności [czyt. nudy] jednak zasady są potrzebne, coby w żyćku coś się działo, ot co.
Całę wakacje siedzę w mym ślicznym Świdniczku toteż faktycznie nuda nad nudą zapanuje, ale trudno, sama się na to zgodziłam. Najwyżej przestrzelę dwie bibloteki na wskroś. Od przybytku głowa nie boli, nie boli.

Nie pamiętam co jeszcze.
A! Z rzeczy równie przyjemnych:
Jestem w stanie słuchać tego g o d z i n a m i. Pięknymi godzinami. Faktycznie kocham tą piosenkę.

wtorek, 8 czerwca 2010

pierdolenie o szopenie

Hejka. Dziś nie zanotuję żadnego natchnionego posta. Trochę pochrzanie trzy po trzy, pi razy drzwi.

Z soboty na niedzielę odbyła się w Lublinie impreza zwana Nocą Kultury. Oczywiście, że na niej zawitałam! Byłam na koncercie Londynu, spektaklu jakiegoś lubelskiego teatrzyku i głównym punkcie imprezy[według mnie] Plug'n'play! Niestety rodowite indie chłopaki troszeczkę mnie zawiedli. Muszę z przykrością stwierdzić, że w ubiegłym roku przed diczkami zagrali lepiej. Ich sobotni koncert był od niechcenia, a 'żarty' Kuby były nieśmieszne. Na domiar mego zniesmaczenia, publiczność nie była zbyt skora do zabawy. W ogóle, studenci, zauważyłam, nie przepadają za koncertową zabawą.
Lecz nie ma tego złego, coby na dobre! Dokonałam zakupu pierwszej EPki plug'n'play'a!
Tak wyglądała świeżo po zakupie. Myślę, że znacząco nie zmieniła swego wygladu do tej pory.
W sobote też dokonałam fenomenalnego zakupu w największej polskiej sieci sklepów odzieżowych CIUCHLAND:
Właśnie taka mi się chciała.


Nawiasem!
Polskę zalewa kolejna fala powodzi! W związku z powyższym etatowi artyści w składzie: Patrycja tj. ja, Paulina, Rafał i Marcin aka Niunio na skromnym kawałku papieru z zezytu od chemii na lekcji tego samego przedmiotu przedstawili swoją wizję powodzi w miejscowości MUFLON nad Bugiem . Oto i próbka tej apokaliptycznej wizji:
Według tego budzącego trwogę rysunku, Bug [na ilustracji BÓK] zalał wszystko. Dom, kaczkę, płotek, drzewka, słoneczko, chmurkę, vifon też sie w końcu zalazł, Adama le parkur żelipapa serwupla, Bukę i wszystko. Nad zalanym terenem fruwa błękitny 24 na którym stoi Piotr Pokraśko i relacjonuje na żywo zdarzenia z MuflonCity. Do poszkodowanych płynie amfibia z workami z piaskiem [Paulina powiedziała, że to ludzie, ale mi to się widzi na wory z piachem jednak] . Prawdopodobną przyczyną powodzi był mur dla Beatki Kozidrak, który widzimy całkowicie po prawej stronie, w którym bobry wygryzły dziury, których to mordy możemy podziwiać.
Ażeby podziwiać szczegóły naszego dzieła proponuję powiększyć obrazek do rozmiarów równych szkodom jakie wyrządziła Polsce powódź.


Tak się bawię. Jestem zbierzmowana, na Łucję.

poniedziałek, 31 maja 2010

Eurowizja Oslo 2010, czyli czego nie śpiewać, co śpiewać lepiej, a co zwyczajnie przemilczeć.

Cóż. Ani Warhola, ani wabików. Wabiki siedzą w tzw. poczekalni, a nóż kiedys je opublikuję.

Ale! w sobotę miał miejsce finał eurowizji! Niezywkłe wydarzenie, które oglądam od małego co roku. Zdecydowałam, że zamieszczę krótkie komentarze do piosenek, które zostały przedwczoraj zaprezentowane.

1. Germany - Lena Satellite Dobre. Może nie wybrałabym na wygraną, ale jestem zadowolona z takiego przebiegu sprawy. Sympatyczna kompozycja, do pobujania, lekka do śpiewania, zwykła dziewczyna podśpiewuje. Naprawdę fajnie to wszystko wyszło. Zadowolona jam z tego 1 miejsca. Wam też ona przypomina trochę Amy Diamond?

2. Turkey - maNga We Could Be The Same Turcja fantastyczna, z rozmachem, polotem i koncepcją. Orzech powiedział, że zrypane od Muse. Ja tam zbyt obyta w tym zespole nie jestem to się nie wypowiadam. Ogólnie, good job, turkish friends!

3. Romania - Paula Seling & Ovi Playing With Fire Tu zwyciężył element zaskoczenia. Żaden z widzów do tej pory nie wiedział, że da radę połączyć dwa fortepiany. Mordę wokalistka miała nieokrzesaną, głos za bardzo przesadzony, ale tak to może być, ale pudło się nie należy.

4. Denmark - Chanée & N'evergreen In A Moment Like This kiedy weszłam do pokoju na tę piosenkę powiedziałam: o boże, Dania też się nie popisała. Potem wyniki, a w nich 12pkt od Polski. No matko bosko kochano, co to ma kurwa być. To boli, bo na tym miejscu powinien się Cypr znaleźć, albo no Izrael, ale nie ci pseudoskandynawowie [bo mnie to wkurwia, że niby dania to taka skandynawia,a chuj to niemcy są i tyle]

5. Azerbaijan - Safura Drip Drop Skoro to jest na 5tym miejscu, to równie dobrze na podobnym powinna się znaleźć propozycja Ajsis Dżi sprzed kilku lat. Kurwa, Bijonse Safura nie podrobi, oj nie.

6. Belgium - Tom Dice Me And My Guitar Piosenka, któa była blisko wygranej, ale jeszcze za daleko. Zyskała moje uznanie i jest to moja własna wygrana. Jednak zastosowała pewien chwyt, dzięki któremu prawdopodobnie zaszła dosyć przecież wysoko no i wygrała z dosyc podobnym cypryjskim kawałkiem. Otóż tajemnica tkwi w minimalistyce. Nie tylko na scenie, ale i w tekście. Nie ma miłości, nie ma pokoju, nie ma walczenia o prawa zwierząt, starych babiszonów, matek z dziećmi i uchodźców, ale jest człowiek z gitarą i jego testament, w którym prosi by śpiewali jego piosenki i żeby ludzie pamiętali tylko jego i jego gitarę. Skromne życzenie dogorywającego gitarzysty, a patetyczne pieśni o cypryjskiej wiośnie? Jednogłośnie pojedynek wygrywa Tom Dice. Nie ukrywam, że możliwe jest, że i ja załapałam się na ten chwyt. Nie ukrywa.

7. Armenia - Eva Rivas Apricot Stone
ktoś napisał na jtubie 'BAD' i ja się pod tym podpisuję. Proszę, ile jeszcze takich egzotycznych kurwa latino tureckich produkcij powstanie to ja nie wiem -.-
8. Greece - Giorgos Alkaios & Friends OPA Cóż, co kto lubi. Myślałam, że takie rytmy już się przejadł, a tutaj niespodzianka.

9. Georgia - Sofia Nizharadze Shine NIE. Za dużo takich smętów jest co roku, powinni w regulaminie od razu zabronić.

10. Ukraine - Aloysha Sweet People Bardzo fajna propozycja i nic więcej nie mam do dodania.

11. Russia - Peter Nalitch & Friends Lost And Forgotten piosenka o podtekście typowo rosyjskim i wcale nie taka zła. Więc o tym podtekście, tj wolnej interpretacji. A więc, jedziemy sobie koleją transsyberyjską, 5 dzień tułaczki - postój w Irkucku. Wyjechaliśmy z Moskwy, jak wiadomo, a na codzień mieszkamy w Odincowie, stamtąd tez pochodzi nasza luba, niech będzie, Jelena. Tęsknim za nią cholernie, a ona 2000km na zachód! Tutaj zimno, mróz, śnieżyca, a my marzniemy bez niej. Sasza przynosi flaszke, davaj nalivaj, sasza! Typowo, rdzennie, korzennie, po rusku.Ubiór też mieli taki chłodny. O! i własnie zauważyłam, że nawet śnieg pada! - wszystko się zgadza. Całkiem przyjemnie, bo czemu by nie. Ciekawi mnie co to był za język, bo raczej no nie angielski. Tradycyjnie wszystkie poradzieckie republiki złożyły sie na po 10tce przynajmniej to i miejsce stosunkowo wysokie.

12. France - Jessy Matador Allez Olla Olé Ole ola ole, bambaramba, piosenka na czasie - już niedługo MŚ w Południowej Afryce. Ale chyba hymn mistrzostw już został wybrany, prawda?

13. Serbia - Milan Stanković Ovo Je Balkan Już z dala słychać, że maczał w tym palce Bregorović. I bardzo dobrze! Cenię sobie artystę i jego umiejętność unowocześnienia rdzennych bałkańskich brzmień. I to byłoby całkiem fajne, gdyby nie tytułowy moment piosniczki, który jak własnie zauważyłam w pierwotnej, a przynajmniej wcześniejszej wersji nie był tak elektronicznie zmodyfikowany, jak to zrobiono w finale w Oslo. No i prezencja wokalisty. Piosenka dobra, gdyby stać plecami do telewizora. 13 miejsce uzyskane z głosów mniejszości transwestytów. No kurde, słucham tej wersji z serbskiego finału i no dobra była, a spierdolili, zwyczajnie spierdolili.

14. Israel - Harel Skaat Milim Kolejny smet, których jest po prostu za dużo. Kolejny izraelski artysta, który nie wykorzystał potencjału drzemiącego w żydowskiej kulturze. +za urodę i za klip, w którym chłopak się ubiera, co nie jest częstym widokiem.

15. Spain - Daniel Diges Algo Pequeñito (Something Tiny) NA SAMYM WSTĘPIE: KOCHAM FRYZURĘ WOKALISTY. Kolejna piosenka straconych szans. Ciekawy pomysł, trochę kawiarnianego klimatu z francuskich przedmieści, te laleczki pierdółeczki koncept nie najgorszy, ale publiczności nie zachwyciło i koniec kropka. Boziu kochany, no włosy to ma cudowne.

16. Albania - Juliana Pasha It's All About You To też szło w dobrym kierunku, a skończyło się jak zawsze. Początek dobry, potem wychodzi Albanka wykreowana na Madonnę. Towarzyszy jej skrzypek - to kolejna profanacja tego instrumentu na norweskiej imprezie! Wysoko dosyć, bo w końcu na 16 miejscu byli tylko dlatego, ze te całe pojugosławskie rumuny typu OZONE i numa numa jej to lubią takie klimaty no i tyle no.

17. Bosnia&Herzegovina - Vukašin Brajić Thunder And Lightning Bośniak miał dobre intencje. Szedł w dobrym kierunku, był blisko ale to n i e t o. Za bardzo przypomina inną piosenkę. Jeśli się nie mylę, to the world we live in the killersów. Niemniej plusix za te jakże ciężkie brzmienia. Stay heavy, bośniacki kolego!

18. Portugal - Filipa Azevedo Há Dias Assim Takich piosenek jest zwyczajnie z a d u ż o. Nawiasem, portugalski to okropny język.

19. Iceland - Hera Björk Je Ne Sais Quoi Ta pani jest wyjątkowo nietrafiona. Dance rytmy w skrzyżowaniu ze statyczną, postawną babą. No ludzie kochani, pani z porządnym operowym głosem i tak ją przemielić. Oj, nie tędy droga, drodzy przyjaciele z wulkanicznej wyspy, z naciskiem na wulkanicznej.

20. Norway - Didrik Solli-Tangen My Heart Is Yours Proszę zabrać tego pana przebranego za Norwega. Ni do rymu ni do taktu. Protestancka propaganda. Zabrać.

21. Cyprus - Jon Lilygreen & The Islanders Life Looks Better In Spring
Tego mi szkoda. Powinno być zdecydowanie wyżej. Wydaje mi się, że przegrała z belgijską propozycją, bo poniekąd są podebnego fasonu. A więc dlaczego przegrała? Z tytuły. Kogo interesuje życie wiosną, kiedy tej w tym roku przez nieoceniony islandzki wulkan brakuje. W piosence belgijskiej zastosowano pewien chwit reklamowy, o którym juz pisałam, który zadecydował o przegranej cypryjskiej piosenki. Szkoda mi, jak już wspominałam, powinna być duużo wyżej.

22. Moldova - Sunstroke Project & Olia Tira Run Away
No kurwa. To nie miejsce na obnażanie swojego popędu seksualnego, prezętujac go na saksofonie. Dodatkowo profanacja skrzypiec. Zapraszam do wiejskiej remizy, a nie. To to w ogóle nie powinno powstać, zacznijmy od tego.
23. Ireland- Niamh Kavanagh It's For You
Pani sukienka była c h u j o w a. Piosenka zbyt smętna, nikt nie nadrabiał ani outfitem, ani żadnym show ani niczym. Nic zwyczajnie ciekawego. Kolejny wyspiarski kraj - bez sensacji.
24. Belarus - 3+2 Butterflies
Cóż, zasłużone 24 miejsce. Białoruska wersja kajne grence w moim przekonaniu. Trochę kochania, trochę pokoju i uwierzmy, że jesteśmy motylami. W Mińsku odnotowano 345 śmeirtelnych wypadków z okna. Ofiary śpiewały piosenkę zespołu 3+2. Nazwa zespołu też mi nie pasi. Łudząco przypomina 2+1.
25. United Kingdom - Josh That Sounds Good To Me
Ta piosenka chyba najbardziej mnie boli. Chyba rzeczywiście. Kurwa no najbardziej! Wlk. Brytania - wzór prowadzenia i tworzenia rynku muzycznego, a od dobrych kilku lat nie ma kompletnie pomysłu na piosenkę, która choćby była w pierwszej 10tce tego elitarnego konkursu. Trochę Backstreet boysów, trochę przebłysku popu lat 80tych, trochę abbowania - wszysto na nic.



Tak to wszystko wyglądało w moich oczach. To i tak jeden z najlepszych konkursów, bo jestem zadowolona z jego rezultatu. Eurowizja to owszem, tandeta, konkurs głosowania regionalnego i zaprzyjaźnionego sąsiedztwa, ale coroczne jej oglądanie to swoisty kult w mej rodzinie.



NO TO ŻEGNAM! KILKA DNI TO PISAŁAM, TAKŻE LICZĘ, ŻE NIE PÓJDZIE NA MARNE!

piątek, 21 maja 2010

tu miał byc warhol

Tu miałam pisać genezę sztuki kiczu, która według mnie rozpoczęła się puszką Andy'ego Warhola. Ale schodzę ze świata i nie mam siły żeby ogarnąć jakoś sensownie litery, ale uparłam się, że cośkurwa tutaj napiszę. Do kiczu wrócę może jutro, ale pewnie już w ogóle, bo jak coś powiem, że wrócę, zrobię to tego nie robię. Nie mogę pracować na zamówienie, bo się nigdy z tego nie wywiązuję - taka własna dla własnej siebie rada na przyszłość.

Na dokładkę porcja własnego kiczu:
Kiczowaty kicz żywcem zdjęty z jakiegoś chujowego tiszerta z kropa w którym wozi się twój fagas. WOS jest na tyle nieciekawym przedmiotem, że na ledwo 3 kartkach przez rok cały zapisanych czasem wetknie się jakiś bazgroł. Tak o to powstał projekt tego, tej mordy, się znaczy. I mi, kurwa, chujowo farba zaschła -.- Nieważne, mimo iż jest to zarówno kiczowate jak i prymitywne to zajęło mi masę czasu osuszanie gruntu pod kolejne warstwy farby. Tak więc składam serdecznie podziękowania zacnej suszarce firmy bOmann ! Polecam!


Jawi się pytanie o filozoficznym podtekście:
Dlaczego śmieciarzy nazywamy właśnie śmieciarzami, skoro to my śmiecimy, a oni po nas sprzątają?
Przemyśl to poważnie.