poniedziałek, 20 grudnia 2010

hyyy

patrick wolf - penzance
Wypadałoby w końcu odbębnić pańszczyznę i skrobnąć kilka linijek. Wypadałoby tez się nie tłumaczyć, by się nie pogrążać w oczach wiernych czytelników. Wypadałoby przedstawić jakoś swój stan, albo stan czegoś kogoś, no coś o czym się zwykło pisać, prawda. Niestety jest tak, że nie mam czasu myśleć, jak mam czas, to śpię, gdy śpię nie myślę, a przynajmniej nie kieruję tym o czym myślę, więc to się nie liczy. Swobodne myśli w postaci snów nic nie wnoszą więc, nie, nie liczę tego.
Święta? Podobno się zbliżają. Trzymam je na wycieraczce przed chałupą. Wpuszczę może w środę, jeszcze się zastanowię.
Brak mi pomysłu, brak mi sił, brak mi głowy. Deficyt absolutny, można by nawet powiedzieć, że jestem mentalnym warzywkiem.

Może po świętach, a może jeszcze przed kto wie, może się pojawię z porcją njusików. Nie można tracić nadziei.

6 komentarzy:

  1. też nosisz dwie pary skarpetek, jak ja?

    OdpowiedzUsuń
  2. :c
    mów mi po francusku, móóów! ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. yyy ale to było z łaciny :< ach, ucz się łaciny a zadowolisz kochanków francuskich, hiszpańskich włoskich i tak dalej i tak dalej yay

    OdpowiedzUsuń
  4. non jest po francusku, też :)
    łacina jest zła, ale skoro pokrywa się czasem z tym namiętnym językiem miłości, to.. mów mi tak. *mniejsze od trzech*

    OdpowiedzUsuń
  5. hih, namiętny język miłości, a to ci dopiero :3

    OdpowiedzUsuń