środa, 27 października 2010

Ale ze mnie feministka

Ależ mnie oburzyła reklama w pobliżu szkoły:

I pewnie spowiada kobieta, bo księża to już się w tych naszych wywodach jak to myślimy o innym mówimy o innym a patrzymy na innego to już nie łapie. Już nie wie, czy z Gosią obgadujemy Anię, czy Zosię z Anią, czy może sąsiadeczce śmietnik na wycieraczce robimy, czy to nasz stary robi śmietniczek, a my się tak spowiadamy rodzinnie, to za męża też. Za jednym zamachem, coby dwa razy w kolejce nie stać. Bo to pewniej spowiedzieć się kobiecie z okresu spóźnionego, z masturbacji, z loda, z klapsa z podtrutego obiadu, bo facet, bo ksiądz, no jak facet nie zrozumie poprzekręca i rozpowie.


Noooms także tego bal trwa a 6h snu to dla Patki za ma ło.

poniedziałek, 11 października 2010

o electric nights słów kilka, bo warto

Noworodek w kategorii festiwale muzyczne polskie, dwa dni offu/niezalu/alternejtiw/ polskiej muzyki mniej i bardziej niezależnej począwszy od garażowych Nell czy The Spounds kończywszy na starych wygach jak cool kids of death oraz the car is on fire.


Dzień pierwszy.
Bilet jest, wszystko jest. Ku mojemu zdziwieniu ACK dobrze poradziło sobie z organizacją samego miejsca wydarzenia. Dużym udziałem w organizacji festiwalu od tej strony była stosunkowo nieduża frekwencja. Spodziewałam się tłumów i przepełnionej sali widowiskowej Chatki a wyszło jak wyszło. Większość rzeszy jak już przyszła to na gwiazdeczkę - cooleczki. Ale! Wracam już ściśle do pierwszego dnia. Opuściłam dwa pierwsze koncerty: Na Tak oraz mojego ukochanego serduszka, Gafyna Daviesa, niestety, mam nadzieję, że mi wybaczy. Jak już dotarłyśmy na wejście zaserwowano nam około godzinne opóźnienie i tak udało nam się posłuchać Nell. Hm, trudno mi się jakoś wypowiedzieć na temat tej kapelki. Czasem lepiej, czasem gorzej różnie im się grało. Potem odrobina przerwy, aby zaraz zagrało Out Of Tune. Owszem, o uszy się obiło i to z całkiem pozytywnym skutkiem to też byłam ciekawa, jak panowie zaprezentują swój repertuar na żywo. Głównie nowa płyta, kompozycje miłe dla mego ucha, acz najmilszy wizualnie był basista w swym cyrkowym outficie. Znowu krótka przerwa, aby wreszcie zaprezentował się pierwszy dziś zespół w pełni przeze mnie znany - plug'n'play. Och, o niebo lepiej, aniżeli na Nocy Kultury w czerwcu! Chłopcy zagrali jakby naprawdę im się chciało publika bawiła się jakby naprawdę nie marzyła o niczym innym jak fucking with the music. Własnie! zagrali she only fucks with the music i pogo dancer - jestem spełniona już połowicznie, czekam na loveless. Bodaj dwa nowe kawałki, w tym wcześniej słyszane soft war - jest coraz lepiej, mają wielkie szanse przebić się i posadzić dupę obok TCIOF czy Much. Czekamy tylko wszyscy na longplay'a. Opóźnienie było już naprawdę spore, a po koncercie plugowców dostaliśmy informację od Stelmacha iż zespół CKOD zażyczył sobie blisko półgodzinną przerwę tym samym przedłużając czas trwania imprezy i ostudzając nasze zapały. Nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło. Dzięki przerwie oraz swej wrodzonej aparycji zyskałam nowego kolegę na resztę festiwalu a Anię poznała dziewczyna z last efemka. Tak też grono entuzjazmowania się koncertem CKOD z dwóch osób przeobraziło się w cztery. Hm, jak zagrali.. Jak zawsze, bez entuzjazmu, na odwal z praktycznie tą samą setlistą z jaką już się spotkałam w grudniu i maju. Mieli jakieś wonty, że pogo nie ma, że słabo się bawimy, ale co poradzić, gdy publiczność jest 'indie-studencka'. Koniec końcem rozeszliśmy się do domów.

Dzień drugi.
Znowu piekielne opóźnienie. Miałyśmy ledwo dotrzeć na Crab Invasion a dotarłyśmy na sam początek ich występu. Nasz nowy kolega poinformował nas iż zespół w taki no, powiedziałabym, bardzo delikatny sposób jest powiązany z Zamoyem. W tej chwili wrosła moja sympatia do nich. I bardzo dobrze, bo są bardzo energetycznym zespołem, rili fajne kraby. Microexpressions, czyli kolejna kapela. Szczerze nie zachwyciła na żywo, cóż taka kategoria muzyki, która studyjnie podoba mi się bardzo, ale na żywo.. na żywo jest jak jest. Chwila wytchnienia i Renton! Niesamowicie rozgrzali wiarę do czerwoności. Rozbujaliśmy się rozskakaliśmy się rozśpiewaliśmy się. Mogliby non stop grać Lubię w klubie na zmianę z Hey Girl a wyszlibyśmy stamtąd martwi. Co jeszcze, wokalista na żywo brzmi dokładnie tak samo jak na płycie oooj fenomenalnie. Dalej, Lachowicz. Praktycznie go nie słyszałam wcześniej toteż bardzo byłam ciekawa jego występu. Przygotowania - strojenie ukulele i już wiem, że coś mnie z panem Jackiem połączy. Nie myliłam się. Zaskoczył mnie tak mile jak nikt dotychczas na Electric Nights. Już obeznałam się z jego nową, tzn. ostatnią płytą Pigs Joys and Organs [nie orgasm ani oranges] oby pojawił się w niedalekiej okolicy jeszcze nieraz cobym mogła w pełni przeżyć jego koncert. Później grało The Car Is On Fire, ale niestety nie mogłam zostać. Mój nowy kolega zdradził mi iż koncert był bardzo, bardzo dobry i mam żałować nieobecności, więc żałuję.

Podsumowując, impreza jak najbardziej udana. Myślę, że można uznać za dobry start Electric Nights, mam nadzieję, że rzeczywiście uda się organizatorom na najbliższy rok sprowadzić jakąś obcokrajową gwiazdę [Crystal Castles na after!] Fajnie, że coś się dzieje w Lublinie, że mamy szansę stworzyć znaną, rasową cykliczną imprezę tu na dzikim wschodzie, że możemy zaprezentować rodzimy narybek w dziedzinie off/niezal/alternejtiw/lubelska muzyka niezależna. Czekam na kolejne edycje.




ps: Kocham swoją komunikatywność, który wybucha w ostatniej chwili w jak zwykle głupi sposób oraz czuję się wielce przebiegła zajmując miejsca siedzące, płacąc za stojące.

piątek, 1 października 2010

pierwszy miesiąc szkoły - odfajkowany, sprawy bieżące i inne

1.10.2010r.=pierwszy miesiąc szkoły za mną [równa się również dzień projektu 10;10;10 na digarcie, w którym ani razu nie uczestniczyłam, ale nie o to się rozchodzi] i, co mnie nie pokoi, nie wiem jak ocenić ten pierwszy miesiąc. To taka rocznica, jakby no związku. Słit pierwszy miesiąc, więcej takich i takie tam. Ale no, no co, no. Nic. Czasem miło, czasem źle, czasem irytująco, czasem zabawnie, czasem ani tak ani siak ani srak ani Ani. Opisz w ok. 2 zdaniach twój pierwszy miesiąc w szkole. [może teraz będzie łatwiej] Mój pierwszy wrzesień w szkole średniej był bardzo zaskakujący, obfitujący w wiele nowości tych naukowych i nazwijmy tak, człowieczych. Był też niezwykle męczący, niestety zdałam sobie sprawę, że mój organizm nie jest zbytnio wytrzymały i potrzebuje naprawdę wiele wiele godzin snu. OO, no i pięknie zgrabnie wyszło. Nie mam absolutnie sił ażeby rozwodzić się jakoś głębiej.

Sprawy bieżące:
Uwaga, uwaga! Patka ma pomysł. Pomysł na ożywienie digarta. Jaki, jaki, powiedz w końcu jaki! Otóż pomysłem jest seria listów. Listy żon do mężów. W różnych sytuacjach rodzinnych, społecznych, politycznych itedepe. Ani to nie będzie feministyczne ani z przekazem ani niczym. Po prostu, na pewno takich żonek, takich mężów jest wiele i tak sobie stworzę. Oczywiście to tylko pomysł, to tylko zarys i wcale nic nie musi powstać, ale, ale, nie ma się co zniechęcać.

Chujs, miały byc autobusy, znaczy łosiem łosiem, ale oczywiście nie ma i nie bedzie. Tak rozpoczyna się upadek paluszków i dobrej mej woli. Oj, a może wcale nie, kto wie, kto wie.

Może na rozluźnienie tak jakaś foteczka, a co tam, czemu by nie. A lipeczka, a nie pójdzie, bo coś się popsuło.

Do następnego razu, czyli nieprędko, ale może mi się w końcu zbierze na opisanie mojej podróży, na opisanie praw rządzących 88mką, na opisanie znajomości autobuśniczych. To bardzo ciekawy, zabawny i rozległy temat, naprawdę mogę zabłysnąć, BOŻE ZEŚLIJ CHĘCI.