sobota, 27 lutego 2010

cudne manowce i niedorzecznie idealny plan oraz podsumowanie ferii

Mam niedorzecznie idealny plan. Jak skończę szkołę. Zrobię sobie roczną przerwę przed studiami. Powłóczę się po polszy autostopami. Będę mieszkać u życzliwych ludzi. Że tych coraz mniej, będę mieszkała na tzw. kwaterach. Tam ludzie też są dosyc dobrzy. W górach, górach, górach i tylko prawie górach. Będę żyła na tych cudnych manowcach, które przybiorą postać namacalną. Tak z roczek. Poznam człowieka i manowce moje właśnie, polszę moją. Ja wiem, ja wiem, na samotniczki bandytki czekają, ale cóż poradzić, nie zabiorę ze sobą drugiego włóczęgi, bo włóczęga i włóczęga to związek fatalny. Ktoś musi czekać, bo dwie włóczęgi rozejdą się i nie zejdą. Musi ktoś na mnie czekać. Muszę sobie dać radę sama, ja, Gałązka Jabłoni. Tym razem zwalniam Emanuela Delawarskiego, zamiana ról. Ja wiem, teraz to moje cudne manowce żyją mi w głowie. Żyją same i ja tam pomieszkuję, bo to w końcu moja głowa. Muszę sama być włóczęgą, bo przecież manowce nie mają mocy przenikania kości czaszki, ani żaden włóczęga nie ma takiej mocy, żeby posiedzieć, powłóczyć się ze mną po mych cudnych manowcach, ani nawet nie ze mną, tylko obok mnie, ale po manowcach, cudnych manowcach.


Podsumowanie:
Skończę jedynie Siekierezadę. Zrobiłam jeden rysuneczek. Żadnej bransoleteczki. Mało, mało, mało. Wszystko przez to koło filozofów. Siedzę codziennie przy komputerze do 1godz przynajmniej i gawędzę. Nie wolno tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz